O Góralskiej modzie z Megitzą

  • przez

Gosia Babiarz – muzyczna Megitza, a także Matka Góralka – kobieta o wielu talentach i wielkiej miłości do muzyki i góralszczyzny. Mama małego Stasia, twórczyni marki Haj People. Prywatnie pełna energii Góralka, u której w domu pachnie świeżym ciastem i lasem.

Jak często ubierasz się po góralsku? Czy istnieją jakieś okoliczności, w których rezygnujesz z ubioru ludowego na rzecz ubrań “codziennych”?

Tak naprawdę strój góralski dla mnie jest najwygodniejszy. Jest u nas tak: jak jest impreza rodzinna, jakieś wyjście, jakieś święto, to nawet z mężem się nie zastanawiamy w jakim garniaku, jakie buciki, co, kto, tylko od razu mówimy – idziemy po góralsku. To jest nasz pierwszy strój. Oczywiście zdarzało się, że jak jechaliśmy gdzieś dalej, to nie braliśmy tego stroju, ale to chyba tylko z czystych powodów technicznych – transport, prasowanie na miejscu. A tak to zawsze stawiamy na góralszczyznę. Wszędzie nas znać. Jedyne momenty, kiedy u mnie się nie dało, to jak brzuch był większy jak cały świat (w ciąży) i po prostu tradycyjnego stroju nie dało się ubrać. A tak to góralszczyzna jest dla mnie najlepsza. Kierpce są najwygodniejsze, na szpilkach nigdy tyle nie wytańczysz co w kierpcach.

Stylizacja góralska, którą miałaś ostatnio na sobie. Co się na nią składało, jaka to była okazja?

Ostatnio po góralsku byłam na świątecznej, rodzinnej sesji zdjęciowej – mamy tradycję, że odkąd pojawił się Staś z roku na rok robimy sobie świąteczne zdjęcia po góralsku. Polecam każdemu.

fot. Katarzyna Gał

Jaka jest Twoja główna zasada, którą kierujesz się tworząc stylizację góralską?

Chyba nie mam jako takich zasad, bo strój zawsze składa się ze spódnicy, z gorsetu, z koszuli. Wiadomo – tak jak każda baba – przypominam sobie w czym ostatnio byłam, coby nie iść w tym samym. Dlatego tych strojów się ma więcej, tych spódnic jest od groma (tak naprawdę strój góralski to jest chyba najbardziej nieużyta część garderoby, bo nie chodzi się tak często w tym stroju codziennym, a wybór jest spory).

A zwracasz uwagę na kolorystykę? 

Tak. To nawet nie jest to, że ja zwracam uwagę, tylko to jest ogólna część tradycji. Każde święto rządzi się swoim kolorem, swoją smatką. Na to się oczywiście zwraca uwagę.

Co sądzisz o łączeniu części garderoby góralskiej z ubraniem codziennym?

Zależy jak to wygląda i czy ma to smak. Najczęściej w zimie zdarzyło mi się wielokrotnie włożyć żakiet z Zary (bardzo folkowy, wręcz przypominający chłopskie bluzki, ale z delikatnym zdobieniem), w zestawieniu z kapcami i spódnicą. A odwrotna sytuacja – często na koncertach do kwiatowej sukienki maxi zakładałam gładki gorset. Smatke zakładałam czasami pod kapelusz. Gdzieś jest potrzeba wyrażenia swojej tożsamości i nie widzę w tym nic złego, że ktoś chce w świecie zaznaczyć, że jest góralem. W kapcach chodziłam namiętnie zamiast butów zimowych i zdarzyło się nawet, że Bartek z Zakopower mnie wyczaił w Szczecinie po koncercie, właśnie przez kapce góralskie. Napisał mi wiadomość – “ide se w Szczecinie, a tu baba w kapcach! Odwróciła się, patrzę, a tu Megitza! Jak to miło być w świecie i zobaczyć swojego człowieka.”

Czy Twoje góralskie ubrania mają swoje specjalnie miejsce w domu? Czy przechowujesz je razem z innymi ubraniami?

Na góralskie ubrania mamy oddzielne pomieszczenie z paru względów. Po pierwsze – miałam niefajny przypadek z szafą, która miała zrobioną tak marną wentylację, że na całym góralskim ubraniu – do którego nie zaglądało się przez jakiś czas – zaczął robić się grzyb z wilgoci. To mnie zainspirowało, żeby góralskie całkowicie wynieść do pomieszczenia gdzie jest stały dostęp powietrza –  bo te ubrania musi się non stop wietrzyć. Zbudowaliśmy sobie otwartą szafę na góralskie rzeczy. Wiszą na pałąku, przykryte tkaniną, więc wszystko cały czas sobie oddycha i od tej pory nie ma żadnego problemu. Druga sprawa to oddzielenie góralskich ubrań od codziennych. Bo jak zakładasz góralskie raz na jakiś czas, to Ci to w szafie przeszkadza, zabiera miejsce. Zauważyłam, że dużo bardziej usprawnione jest życie, jak nie mamy tego ubrania między codziennymi ciuchami. Jest dużo lepiej. 

Jaka jest najcenniejsza rzecz w Twojej skrzyni? 

Satynowa smatka mojej pra pra babki, która ma około 150 lat. Wytłaczana, z bardzo bogatymi strzępkami. Udało mi się ją wyprać, odnowić i uwielbiam ją. 

Czy jest jakaś część góralskiej garderoby, o której marzysz?

Mam o tyle prościej, że pochodzę z ponad stu letniej tradycji krawiectwa i hafciarstwa rodzinnego i jak mi się coś uwidziało, coś sobie wymyśliłam, to moja ciocia Hania mi to uszyła. Nigdy nie było problemu z wymarzonymi kreacjami, bo jestem człowiekiem, który nie tylko marzy, a bierze się od razu za robotę. Teraz nadal projektuję ale i sama szyję, bo ciotka uciekła mi w Amerykę (pozdrawiam kochana), a w mojej kolekcji góralskiej wypełnię jedyną „lukę” w ubiorze góralskim, która powstała przez setki lat. Produkt jest obecnie w szwalni Haj People – zdradzam jedynie, że to będzie duże ułatwienie kobiecego życia.

Spódnice czy gorsety? Co jest dla Ciebie cenniejsze? Czego masz więcej? Na którą z tych rzeczy bardziej zwracasz uwagę widząc kobietę w ludowym stroju?

Bardziej konieczna jest spódnica, bo zdarzyło mi się iść w spódnicy bez gorsetu, w samej koszuli. Ale bez spódnicy nigdy (śmiech). Więcej mam spódnic, bo przede wszystkim porządny gorset to koszt z rzędu od kilkuset do kilku tysięcy złotych. A spódnice szyję sobie sama. Znajduję materiał, który łapie mnie za serce i szyję. Nie musi być to tybet, co potwierdzają spódnice z lat 30. Jeżeli góralkom wydaje się, że spódnica góralska to tylko tybet, to są w ogromnym błędzie, bo ten tybet pojawiał się powoli po wojnie i nie każdego było na to stać. Za to tkaniny, których baby używały były różne: bawełniane, syntetyczne, co było dostępne to z tego baby robiły. Ja nie mam ciśnienia na tybet – a po słynnej akcji z próbą zastrzeżenia wzorów góralskich w Ameryce, to już w ogóle, totalny niesmak. Tybetowe materiały w dalszym ciągu produkowane są w Japoni, a jeśli chodzi o skład to pewnie mało tam już wełny. Są to tkaniny kompletnie inne, niż te dawne tybety. Ja jestem za praktycznością, bez spinania dupy. Jak mieszkałam w Stanach, odwiedzałam sklepy z tkaninami, jak mi się któraś spodobała i kojarzyła się z naszą kulturą to brałam. 

Gdybyś mogła wybrać sobie jedną rzecz, która zniknęłaby ze stroju góralskiego (coś co uważasz za niepraktyczne/niewygodne etc.), to co by to było?

Uważam za pewien sposób profanacji naszego stroju te haftowane komputerowo góralskie parzenice wektorowe, czarne. Kiedy widzę te same parzenice na spódnicach damskich, serwetkach, pościeli, firankach, koszulach zwykłych męskich i damskich, jeansach, majtkach, stanikach – na wszystkim dosłownie jest czarna wektorowa parzenica. Moim zdaniem to stało się grzechem. Mam tego dość i uważam to za niszczenie góralskiego stroju.

Spotkałam się z przypadkiem, że właśnie na tradycyjnym stroju – i na gorsecie i na spódnicy były miliony czarnych wektorowych parzenic. Jeśli mogę mieć postulat do wszystkich twórców podhalańskich:  skończcie już z tą parzenicą, bo to nie jest fajne. Parzenica jest męskim symbolem, wypadałoby się zastanowić co ona znaczy i skąd się wzięła. A jeżeli chcecie ją wykorzystywać to na pewno nie na tradycyjnym stroju damskim i nie tą wektorową. Jestem uczulona na haft przede wszystkim, przez swoje korzenie. Moja babcia haftowała przepiękne wzory. Haft góralski uległ ogromnej zmianie przez lata, a wpływał na to głównie dobrobyt. Jak była bieda – wzory były delikatne, skromne, ale piękne, przemyślane, cudowne kształty. I kilkoma kolorami nici potrafiły kobiety zrobić mieniący się, trójwymiarowy haft. Obecne hafty są piękne, mega bogate, ale czy nie za bardzo przesadzone? Kwestia gustu.

Jaki jest, według Ciebie, grzech stylizacyjny/ubraniowy Góralek?

Jest jedna rzecz, która bardzo mnie razi. Bawarski pasek pod piersiami, a do niego bluzka na gumce. Góralski strój tradycyjny potrafi ładnie ukształtować figurę kobiety – założysz gorset, spódnicę i zrobi ci się ładna talia. A te paski zrobiły wałki z kobiet. A już najgorsze co widziałam, to te pasy na małych dziewczynkach. Dzieci biegają, paski im spadają razem ze spódnicą. A, jeszcze jedno – jako matka nie jestem fanką ubierania małych dzieci jak dorosłych ludzi. Niepraktyczne, dzieci się wściekają. Sukniane portki dla niemowlaka to jest pomyłka. Powodem płaczu małych górali na imprezach w większości przypadków są gryzące portki. Podobnie z dziewczynkami – gorseciki z patykami rozjeżdżają się w pasie, nie wygląda to za dobrze, a wygodne nie jest wcale. Dawno temu dzieci góralskie nie były ubierane w te same stroje co duzi – dziewczynki miały koszulki i spódniczki albo kwieciste sukienki, a chłopcy lniane portecki, lniane koszule – wyglądało dużo ładniej, nie wspominając o komforcie dzieci.

Czy zaliczyłaś jakąś wpadkę/przygodę związaną z ubiorem góralskim? Jeśli tak – co to było? 

Raz, na drużbiarce posypał mi się cały spód spódnicy (zahaczyłam o kierpce). Nie było nigdzie nici ani igły, więc słabo, bo wisi taki kawał. Tak to chyba nie pamiętam nic większego. Od małego jestem nastawiona na strój góralski, więc czy się człowiek dogrzał, czy domarzł, to był na to nastawiony.

I na koniec – czy stosujesz jakieś lajfhacki ubierając się po góralsku? Jeśli tak –  będzie wspaniale, jak się podzielisz! 

Nie wiem w jakiej kolejności się baby ubierają, ale mój lajfhack polega na tym, że najpierw kierpce sznuruje zanim ubiorę resztę stroju. Z doświadczenia wiem, że jak się te kierpce ubiera na końcu, to jest to pomyłka życiowa. Tutaj Ci wyjdzie koszula, tutaj gorset ciśnie, każde zgięcie grozi przemieszczeniem biustu, korale się poprzekręcają, już nie wspominając o tym, że na pewno sobie koka zachycisz, włosa pociągniesz. A drugi mój lajfhack jest taki, że jak mam za dużo czasu coby się pozbierać po góralsku, to ani się zapleść nie mogę, kierpce sznuruję pięć razy, bo nagle mi się noga zmieniła, nic mi nie wychodzi. Zatem mój kolejny lajfhack to: zbierać się na ostatnią chwilę. Wszystkich wyzbierać, żeby byli do drzwi i dopiero wtedy się zacząć ubierać. 

Dziękuję Ci serdecznie za rozmowę! 

Również dziękuję, bardzo mi miło.


A tutaj, w ramach ciekawostki podrzucam Wam zdjęcia materiałów, w których kiedyś chodziły Góralki. Nie jest to tybet, a jednak każda baba chciała je mieć w swojej skrzyni. Warto czasem o tym pomyśleć 🙂